6 kulinarnych przygód, których warto doświadczyć podróżując po świecie

Opublikowano : 21.04.2024 Jacek Zieliński
6 kulinarnych przygód, których warto doświadczyć podróżując po świecie

To, że podróże kształcą, otwierają umysł i poszerzają horyzonty to banał. Ale dla miłośników kulinariów, jak ja, podróże często są też smakowitą ekspedycją w głąb lokalnych potraw, tradycji i, co najważniejsze, ulicznego jedzenia. Przekonanie, że "street food to życie", które usłyszałem od uśmiechniętego sprzedawcy przygotowującego miskę parującego Pho w wietnamskiej knajpce na Bali, stało się moim kulinarnym kompasem. Wędrowałem przez zatłoczone azjatyckie ulice, wąskie zaułki i tętniące życiem targi, odkrywając po drodze dania, które smakowały jak żadne inne. Te doświadczenia nauczyły mnie, że prawdziwe odkrywanie kultury zaczyna się od talerza.

Od najtańszej na świecie restauracji z gwiazdką Michelin w Singapurze, przez truflowe pierogi pod ikonicznym Taipei 101, aż po niezwykłe interpretacje hot-dogów na Hawajach – każde miejsce oferowało coś wyjątkowego, coś, co zatrzymywało mnie na miejscu i przyciągało do stolika. Ta podróż przez światowe kuchnie nie tylko zaspokoiła mój apetyt na nowe smaki, ale także pogłębiła moje zrozumienie i pozwoliła docenić kulinarną różnorodność naszej planety.

W tym artykule zabiorę Cię w podróż do sześciu miejsc, które każdy miłośnik jedzenia powinien odwiedzić. Od słynnego targu rybnego w Tokio po typowo amerykańskie burgerownie w San Francisco – to kulinarna odyseja, która udowadnia, że jedzenie jest uniwersalnym językiem łączącym ludzi, historie i kultury. Zapnij pasy, bo przed nami smakowita podróż dookoła świata.

 

Street food

 

Sojowa marynata kluczem do podboju świata

Zazwyczaj, gdy słyszymy o gwiazdkach Michelin, przed oczami stają nam wyrafinowane dania, białe obrusy, nienaganna obsługa kelnerska i eleganckie wnętrza. Wizyta w lokalu Liao Fan Hawker Chan w Singapurze udowadnia, że nie zawsze tak jest.

Dewizą pochodzącego z Malezji właściciela lokalu, Chan Hon Menga było przekonanie, że dobry posiłek powinien być przede wszystkim prosty i przystępny cenowo. Wychodząc z tego założenia otworzył stragan w jednym z singapurskich hawker center (czyli centrum handlowym z budkami przyrządzającymi szybkie jedzenie). Jego autorski przepis na sojową marynatę którą nasączał kawałki kurczaka przebojem zdobył uznanie branżowych ekspertów i w konsekwencji przyczynił się do otrzymania prestiżowej gwiazdki. Skromny stragan szybko zaczęły oblegać nieprzebrane tłumy skuszone obietnicą spróbowania najtańszego posiłku na świecie docenionego przez katalog Michelina.

Dziś Hawker Chan dawno rozrósł się z małego stoiska do niezależnego lokalu, a franczyzy marki powstały w wielu innych azjatyckich krajach. Nie da się ukryć, że postawiono na obsługę masowego klienta. Wizyta w macierzystej lokalizacji przypomina obecnie w swojej formie bardziej pobyt w McDonaldzie. Zamówienia składamy przy ladzie, a na jego odbiór czekamy z numerkiem w ręku. Kosztujące ok. 3-4 singapurskie dolary (ok. 10-12 zł) sygnowane danie, czyli Soya Sauce Chicken Rice to nic innego, jak … kurczak z ryżem. Jego sekret tkwi w marynacie, w której skąpane jest mięso. Czy jest to smaczne? Jak najbardziej. Czy dobra marynata to wystarczający wyróżnik, aby otrzymać tak prestiżowe wyróżnienie? Moim zdaniem nie. Jest wiele innych, nieodbiegających jakościowo i równie przystępnych cenowo posiłków, jakie możemy spróbować się w pobliskim Maxwell Food Centre. Jednak mimo wszystko, warto wyrobić sobie własne zdanie i poznać historię skromnego człowieka, którego pasja do tworzenia prostego i pysznego jedzenia doprowadziła do globalnego sukcesu.

Adres macierzystego lokalu Liao Fan Hawker Chan to: 78 Smith St, Singapur 058972

Link do mapy znajdziesz tutaj: https://maps.app.goo.gl/aFHnQCNsbj46tzpe8

 

Soya Sauce Chicken Rice

 

Najsmaczniejsza rzecz na świecie

Na targ rybny Tsukiji w Tokio wybrałem się z samego rana. To wtedy panuje tam największy gwar, a rybacy dzielą się całonocnym połowem. Wiedziony czystą ciekawością chciałem raczej wcielić się w rolę obserwatora. Zobaczyć, jak wygląda proces przeładunku ryb, być może wziąć bierny udział w jednej ze słynnych licytacji tuńczyka. Nie spodziewałem się jednak, że targ będzie miejscem, gdzie spróbuję najsmaczniejszej potrawy w swoim życiu.

Większość połowów przeznaczona jest na handel hurtowy, do restauratorów, zaopatrzeniowców, etc. Niewielka część trafia jednak od razu do sprzedaży detalicznej i to często w bardzo okazyjnych cenach. Sprzedawcom zależy bowiem, żeby pozbyć się całości świeżego towaru w ciągu maksymalnie kilku godzin.

W ten sposób udało mi się dostać sashimi z tuńczyka błękitnopłetwego. Choć nie znam się na częściach ryby to wiedziałem, że fragment podbrzusza, z którego wykrojono ten kawałek mięsa należy do tych najpełniejszych w smaku, przepełnionych bogatym umami.

Brakuje mi przymiotników, aby opisać jego konsystencję. Był pyszny, bardzo aksamitny w swojej teksturze, wręcz maślany i dosłownie rozpływał się w ustach. Nie przypominał w smaku prawie w ogóle ryby, a ten charakterystyczny, “mięsny” aromat umami zostawiający posmak czegoś tłustego na języku spowodował, że nie chciałem jeść już niczego innego.

To doświadczenie utwierdziło mnie w przekonaniu, że dobry jakościowo produkt broni się sam. Nie potrzebuje on mnóstwa dodatków i wystarczy jedynie skupić się na uwypukleniu jego największych zalet.

W Japonii kulinaria wyniesione są do poziomu mistycznej wręcz sztuki. Dla wielu Japończyków gastronomia to nie tyle pomysł na biznes, co życiowa misja wyniesienia kulinarnych doznań do ekstremalnie wysokiego poziomu. Gdy połączymy to z bezpośrednim dostępem do dobrodziejstw znajdującego się tuż pod nosem oceanu, to w efekcie otrzymujemy mieszankę wybuchową przenoszącą kuchnię japońską do zupełnie innej ligi.

W 2018. targ Tsukiji został przeniesiony do nowej lokalizacji pod miastem. Stary targ wciąż jednak funkcjonuje w okrojonej formie, choć już bez słynnych aukcji tuńczyka.

Znajduje się on tutaj: https://maps.app.goo.gl/REKPuKjMey4t2tWF7

 

Tuńczyk na Tsukiji

 

Najdziwniejszy hot-dog po hawajsku

Choć w ostatnich latach skojarzenie z hot-dogami w Polsce zostało zdominowane robionymi na szybko przekąskami z żabek czy stacji benzynowych, to w innych miejscach na świecie wciąż roszczą sobie aspiracje do bycia czymś odrobinę lepszym, niż zapchajdziurą skonsumowaną gdzieś na szybko w podróży.

Jednym z tego typu przykładów jest lokal Puka Dog na hawajskiej wyspie Kauai. To chyba najdziwniejszy twist kulinarny z jakim się spotkałem i jeden z kulinarnych symboli wyspy. Cała kompozycja składa się z wypiekanej na miejscu słodkiej bułki, do której następnie pakowana jest polish sausage (przez “polską” właściciele mają na myśli oczywiście typ kiełbasy, a nie pochodzenie), a całość obficie zalewana jest jednym z licznie dostępnych słodkich sosów o wymyślnych, iście egzotycznych smakach: mango, ananasa, papayi, banana, czy kokosa. Posiłek uzupełnia lemoniada ze świeżo wyciskanych owoców. Choć tropikalny sos nijak pasuje mi do hot-doga to w wakacyjnym klimacie otaczających palm, w budce, gdzie menu wypisane jest na desce surfingowej, a wyluzowany personel obsługuje klientów na bosaka, smakuje zaskakująco dobrze.

Są takie przeżycia, które mają szczególny sens w konkretnych okolicznościach. Czy jest to rytualne zapalenie cygara do szklaneczki rumu na Kubie, czy pierwszy gryz jeszcze ciepłego pastel de nata w cukierni w centrum Lizbony, takie małe przyjemności budują klimat i pozwalają lepiej chłonąć atmosferę danego miejsca. Takim doświadczeniem było też dla mnie spróbowanie hot-doga w hawajskim wydaniu.

Puka Dog to lokal o którym wspomniał nawet sam Anthony Bourdain w swoich programach, a Travel Channel umieścił go na liście Top Ten Hot Dog Stands in America.

Znajduje się on tutaj: https://maps.app.goo.gl/SuqaDtaxLucMJSYJ9

 

Puka Dog

Źródło: happycow.net

 

Tajwan mekką pierogożerców

Jestem fanem pierogów. To uniwersalne danie serwowane jest pod każdą szerokością geograficzną w różnym wydaniu na całym euroazjatyckim kontynencie. Począwszy od rodzimych pierogów przez ukraińskie wareniki, rosyjskie pielmieni, gruzińskie chinkali, a na chińskich wontonach i indyjskich samosach skończywszy.

Ale dopiero xiaolongbao jest moim zdaniem ostateczną, finalną formą tego niezwykłego dania. Xiaolongbao pochodzi od słów xiao (mały), long (koszyk) i bao (pierożek). Choć wszyscy znamy pierożki w zupie (uszka), to tutaj jest na odwrót. Każdy pierożek wypełniony jest farszem, ale też aromatycznym wywarem. Zestaw kilku precyzyjnie zlepionych dumplingów trafia do bambusowego koszyka, które następnie gotowane są na parze. I są to najlepsze pierogi na świecie!

 

Xiaolongbao koszyk

Źródło: wikipedia.org

Tak jak wiele chińskich knajpek w Tajpej oferuje różnego rodzaju pierożki w swoim menu, tak dopiero w lokalu Din Tai Fung 101, xiaolongbao jest popisowym, sygnowanym daniem. Pierogi lepione są na oczach klientów za wielką, szklaną szybą, a każdy z nich to małe dzieło sztuki kulinarnej. Przebywając w restauracji ma się wrażenie uczestniczenia w ceremonii - od obserwacji pieczołowitej pracy kucharzy po sam moment, gdy pierożki lądują w parującym koszyku na stole. Moją ulubioną wersją została ta z truflami - nigdy wcześniej nie sądziłem, że wegetariański posiłek może stać się jedną z lepszych rzeczy, jakie próbowałem w życiu. Ich charakterystyczny aromat podnosi już i tak wyrafinowany smak delikatnego ciasta i soczystego, aromatycznego nadzienia do kulinarnej granicy ekstazy.

Xiaolongbao, bez względu na wybrane nadzienie to pozycja obowiązkowa dla każdego miłośnika pierogów i smakosza szukającego niezapomnianych wrażeń kulinarnych. Wizyta w Din Tai Fung 101 oferuje coś, co z przekrocza oczekiwania nawet najbardziej wymagających pierogożerców i pozostawi ich z głębokim uczuciem satysfakcji oraz pragnieniem powrotu.

Din Tai Fung 101 znajduje się w centrum handlowym wieżowca Taipei 101. Lokal nie przyjmuje rezerwacji, dlatego lepiej wybierz się tam poza godzinami szczytu, jeśli nie chcesz utknąć w wielogodzinnej kolejce.

 

Xiaolongbao

Źródło: awaywiththesteiners.com

 

Burger, który przeniesie Cię do serca Ameryki

WesBurger n' More to nie tylko kolejna burgerownia. To kapsuła czasu przenosząca nas wprost do klimatu Ameryki lat 60. ubiegłego wieku w centrum San Francisco. Obserwując panujący wystrój i połyskujące na ścianach neony w stylu retro możesz poczuć się jak na planie amerykańskiego filmu, a wisienką na torcie jest oldschoolowa szafa grająca, nadająca całości nostalgicznego klimatu.

Burgery tutaj są rzeczywiście smaczne – soczyste mięso, świeże dodatki i dobrze dopasowane sosy tworzą harmonijną całość i nie można się przyczepić do ich jakości. Ale to nie kunszt kulinarny przyciąga gości do lokalu. To atmosfera, która sprawia, że posiłek staje się jedynie uzupełnieniem tego przeżycia.

W moim odczuciu odwiedzając WesBurger n' More, przychodzi się nie tyle zjeść burgera. Jest wiele innych burgerowni, nawet w Polsce, jakościowo ją przewyższających. Przychodzi się tam raczej, aby doświadczyć kawałka amerykańskiej historii. Wizyta w tym lokalu to zaproszenie do podróży, która zaspokaja nie tylko głód, ale także pragnienie przygody.

 

WesBurger n' More

Źródło: restaurant-hospitality.com

 

Azyl w centrum Tokio

Na koniec naszej podróży wracamy do Tokio, aby odkryć Omoide Yokocho, znane również jako … Aleja Szczochów. Popularna nazwa “Piss Alley” pochodzi z powojennych lat, kiedy to wąskie przejścia pełne były małych barów i restauracji, a brak nowoczesnych udogodnień sanitarnych skłaniał odwiedzających do załatwiania potrzeb na zewnątrz. Mimo że dzisiejsza dzielnica ma niewiele wspólnego z tymi dawno minionymi czasami, nazwa ta przetrwała, dodając jej nieco nostalgicznej aury.

Wchodząc w rejon wąskich uliczek przenosimy się trochę do innego świata, które pozwala uciec od momentami przytłaczającego zgiełku miasta i wszechobecnych neonów. Znane przede wszystkim z szaszłyków yakitori, które są tu specjalnością, Omoide Yokocho to azyl, gdzie można odpocząć od gwaru metropolii i na chwilę zapomnieć o szybkim tempie życia.

Yakitori to japoński rodzaj szaszłyka, przygotowywany z różnych części kurczaka nabijanych na bambusowe szpikulce i grillowanych nad węglem, często serwowany z prostą marynatą lub solą. Spacer po tej mikro-dzielnicy i spróbowanie yakitori przy jednym z barów to nie tylko cieszenie się smakiem, ale również dobry moment na zatrzymanie się, obserwację życia tokijskiego z innej perspektywy i zanurzenie w atmosferze, która jest jedyna w swoim rodzaju.

Omoide Yokocho jest zlokalizowane dogodnie tuż przy stacji metra na Shinjuku. Nie sposób przejść obok nie zauważywszy dobrze oświetlonego labiryntu wąskich uliczek zachęcających do ich eksploracji.

 

Yakitori na Omoide Yokocho

 

--
W każdej podróży kulinarnej, często to nie sam smak definiuje nasze doświadczenie, lecz chwile, które uchwycimy i wspomnienia, które zbierzemy. Każdy uchwycony smak umieszczony w odpowiednim kontekście nabiera nowego znaczenia. To właśnie te momenty nadają kolorytu naszym podróżom i sprawiają, że każde nowe doświadczenie kulinarne staje się nie tylko degustacją, ale i prawdziwą przygodą.

Czekamy na Twój komentarz